Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

z niemi teraz do ładu nie przyszedłby nikt. Ani Demostenesa ni Cicerona-by nie posłuchali.
Jeszcze stał tak pomieszany podkanclerzy, gdy całkiem nieznajomy mężczyzna, wyróżniający się wśród tego tłumu, z twarzą zasępioną przystąpił do niego.
— Oto macie owoce własnych waszych zasiewów — rzekł z powagą — daliście groblę zerwać: poszły wody, patrzcie, aby i was nie zatopiły.
Zmarszczył się podkanclerzy, bo nie znał tego, który się do niego odzywał.
— Dlaczegóż mnie obwiniacie? — odparł z urazą i dumą.
— W piersi się uderzcie — rzekł nieznajomy i odwróciwszy się zniknął w tłumie.