Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

— rzekł — a bodaj one bezpiecznemi były od nieprzyjaciela.
Hetmanowie pójdą dalej; jam tu już nie przydatny.
Odprawieni tak łagodnie, ale obojętnie, posłowie, choć dopięli tego, po co przybyli, nieradzi powracali. Król się z nimi rozstał, jak z obcymi, nie dawszy dobrego słowa.
Nazajutrz rozeszła się wieść, że na hetmanów zdał Jan Kazimierz wszystko, a sam do stolicy powracał.
Dość było spojrzeć nań, aby zniechęcenie i znużenie wyczytać na twarzy. Do smutku przyłączyła się choroba, i król cierpiący mocno przyjechał do Lwowa.
Po kraju chodziły radosne tylko wiadomości o zwycięztwach odniesionych pod Beresteczkiem, o rozproszeniu Tatarów i Kozactwa. Lwów chciał zwyciężcę bramami tryumfalnemi i uroczystością powitać wielką, ale król przodem wysłał, aby tego nie czyniono.
Gorycz, którą był przejęty, te tryumfy w szyderstwo-by zmieniła.
Bez rozgłosu cicho, smutnie wjechał do stolicy Rusi i nazajutrz w łóżku leżeć musiał.
Wyprawiony ztąd poseł do królowej oznajmić jej miał o chorobie, potrzebie odpoczynku i blizkim do Warszawy powrocie. Z listów wiało