kanclerzy nazajutrz z gromadą zbrojnych ludzi zjawił się u bramy.
Zuchwale dopominał się wydania żony; odpowiedziano mu, że podkanclerzyna postanowiła tu pozostać i nie wyjdzie. Naówczas Radziejowski, krzyknąwszy na ludzi, rzucił się na bramę, ale w tejże chwili gwardya królewska z muszkietami stanęła naprzeciw, zagradzając mu drogę, a dowódzca jej krzyknął wcale niegrzecznie, iż ma rozkaz siłą odeprzeć wszelkie targnięcie się na spokój i klauzurę klasztorną.
Radziejowski, klnąc i pieniąc się, dał znak ludziom do odwrotu.
Tłumy, ściągnięte ciekawością, śmiechem szyderczym odciągającego podkanclerzego ścigały. Powrócił do pustego pałacu, gdzie na niego przyjaciel Dębicki oczekiwał.
Wchodząc do sali, w której znajdował się podczaszy, Radziejowski drżał i mówić nie mógł.
Stanął w końcu przed Dębickim i, palec na palec złożywszy do przysięgi, podniósł ręce w górę.
— Słuchaj i bądź świadkiem — zagrzmiał głosem ogromnym — przysięgam zemstę... jej i królowi. Znajdzie mnie teraz Niemiec ten na każdym kroku, nieodstępnym, przypiję się do niego jak kleszcz, ssać go będę jak pijawka. Przysięgał
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.