Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

mi. Stawało się to zabójczem dla Jana Kazimierza, który wytrzymałym nie był w niczem i lękał się, aby w chwili rozdraźnienia nie dopuścił do otwartego wybuchu.
Urząd podkanclerski, chociaż król unikał posługiwania się małą pieczęcią i zamiast niej prywatną swoją listy pomniejsze i urzędowe nawet akta korroborować kazał — dawał prawo Radziejowskiemu do tego natręctwa złośliwego.
Odpychany widocznie, stawał się tylko jeszcze bardziej naprzykrzonym; słowem: była to walka, która uwłaczała godności monarchy. Z jednej strony niemal bezsilność, z drugiej zuchwalstwo bez granic.
Oprócz tego podkanclerzy, wychodząc z zamku, wynosił z sobą szyderstwo i najzłośliwsze tłómaczenia każdego króla postępku. Ani publiczne czynności, ani życie prywatne, nie uchodziło jego oka. Król wiedział, że na prowincyach Radziejowski z pomocą Dębickiego, Zamojskiego jednego i kilku swych przyjaciół, gotował na przyszłym sejmie, najstraszniejszą przeciwko królowi oppozycyą.
Marya Ludwika, dla której podkanclerzy zachował pewien rodzaj poszanowania, udając politowanie nad jej losem, — probowała napróżno swoim wpływem go poskromić. Zaciętość przeciw królowi nie miała granic. Jan Kazimierz