Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

zrazu, aby podkanclerzy takiego szaleństwa się dopuścił. Miano za złe Janowi Kazimierzowi powolność, a co gorzej, przypisywano ją — łasce zbytecznej dla pięknej podkanclerzyny. Król, zamiast sobie tem poradzić — szemranie obudził. Buława wielka w rękach Radziejowskiego poprostu śmiech wzbudzała.
Na zawołanie królowej z południa stawił się podkanclerzy do niej, ale wszystko to razem czyniło go coraz zuchwalszym tylko. Obawiano go się — to było jawnem — zatem trwogę powinien był wyzyskać.
Królowa zdobyła się na uprzejme dawnego krajczego swego przyjęcie, który z butą wielką się stawił, i jakby rozgorączkowany.
Poczęła łagodnie od oznajmienia mu o Kasztelanii Krakowskiej i Starostwie Lubelskiem.
Wystąpić jawnie z żądaniem buławy nie wypadało Radziejowskiemu; miał już przygotowane tłómaczenie.
— Bardzo jestem wdzięczen J. Król. Mości — rzekł z ukłonem szyderskim — ale czując, że nie mam łaski, że to jest tylko środek pozbycia się nieznośnego natręta: nie chcę być winien godności tej... wstrętowi do mnie. Król JMość powinien-by nareszcie przekonać się, że w teraźniejszych okolicznościach nie obejdzie się beze mnie.
Marya Ludwika poczęła go łagodnie nama-