gdyby przyszło gardłem nałożyć, odzyszcze go i Słuszków rozumu nauczy.
Co tylko miał we dworze ludzi zbrojnych, czeladzi, która uzbrojoną być mogła, a w dodatku co z okolicy drobną szlachtą zasiedlonej wyciągnąć się dało ochotników — natychmiast zgromadził, obiecując nagrodę sowitą, pojąc i umawiając, — i z tą kupą dosyć liczebnie znaczną, puścił się do Warszawy z takim pośpiechem, że tegoż dnia po północy z wrzawą i strzelbą rzucił się na Słuszków załogę.
Bramy powyłamywano łatwo, ale w pałacu znalazł opór dzielny. Co się tu działo przez całą niemal noc — o tem tylko nazajutrz leżące w podwórcach po kurrytarzach, pod murami, w salach trupy i ranni świadczyli:
Z obu stron walka była wściekła, zajadła — rozpaczliwa. Radziejowski sam osobiście nie brał w niej udziału, stał tylko w pogotowiu, aby po wymordowaniu Litwinów, pałac zająć we władanie. Tymczasem Litwini Słuszków z własnych podkanclerzego działek strzelając i broniąc się zawzięcie, pijanej ruchawki jego dosyć nabiwszy, utrzymali się w zdobytym pałacu, a napastnicy uchodzić musieli.
Pierwszy napad Słuszków, chociaż trwał godzin kilka, przeszedł jakoś tak cicho i nieznacznie, że go w mieście prawie niespostrzeżono
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.