Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

rem wprędce uwiędłym — bezsilny, niewierzący w siebie zdziecinniały.
Nie jest on już tym rycerzem, jakim go uczyniła Marya Ludwika: apatyczny, znudzony, — bawi się i szuka rozrywek, zapomnienia, roztargnienia. Cięży mu korona. Szereg klęsk długi wyczerpuje go do ostatka.





Przy królu pozostawszy na usługach, raźny ów, ochoczy, żwawy Strzębosz, który rycersko chciał służyć i mógł się odznaczyć, bo mu na niczem nie zbywało, czego człowiekowi potrzeba, aby się dorobił sławy, a na starość kawałka chleba — z latami tej dworskiej służby, zmarniał, — utył, ociężał i już sam sobie nawet nic nie obiecywał. Wzdychając niekiedy, przypominał sobie przepowiednie nieboszczyka Księzkiego — ale zapóźno.
Prawda, że panu swojemu wiernie i poczciwie, nie żałując trudu, często życie narażając, posługiwał we wszystkiem, i czasu pokoju, którego mało kto w Polsce zażył lat następnych i czasu wojny, gdy z miejsca na miejsce uchodzić i błąkać się było potrzeba. Król też bez niego obejść się nie mógł; ale to była służba, z którą się nawet chwalić było trudno, bo mało co więcej miał do roboty nad ulubione karły.