Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/036

Ta strona została uwierzytelniona.

z rezygnacyą mężną. Piękna twarzyczka bladą była, oczy jakby od łez i bezsenności zamglone, ból wypiętnował ślady swej stopy na ustach i czole.
Ojciec spojrzawszy na nią, jakby przez poszanowanie wstał i powiodłszy po czole ręką drżącą, westchnął. Z jakąś pokorą, niemal jak winowajca spytał jej:
— A cóż tam, Luciu moja — a matka?
— Zasnęła, — odpowiedziała córka głosem poważnym i smutnym. — Chciałam...
Zbliżyła się na krok jeszcze, biorąc w ręce końce chustki i bezmyślnie ją zwijając.
— Chciałam z ojcem pomówić.
Z niejaką trwogą obejrzał się Zarzecki, stołek jej przysunął a sam siadł na dawnem swem miejscu, na krawędzi łóżka.
Lucia nie chciała usiąść, sparła się zlekka na poręczy i stała, spoglądając z boleścią po ojcowskiej izbie; oczy jej odwracały się ze strachem od tego nędzy widoku. Lecz nie miała ich na czem zatrzymać, gdzie odwrócić, aby się nie spotkać z odrażającym brudem i nieładem.
Domyślając się może przykrego przedmiotu rozmowy, której córka żądała, nie śpieszył z jej rozpoczęciem Jakób, — córce też zagaić ją niełatwo przychodziło.
Obejrzała się raz jeszcze po izdebce — i oczy zwróciła wprost na ojca.
— Kochany ojcze, — odezwała się, — ale łzy i stłumiony płacz mowę jej zatamowały. Co prędzej chustkę przyłożyła do twarzy i zbierając się na męztwo, zwyciężywszy słabość niewieścią — poczęła śpiesząc żywiej:
— Kochany ojcze — głowę tracę, nie wiem już co poczynać. Jeść prawie nie mamy co, kupić nie ma za co, sprzedać,.. już nie wiem czy znajdę co jeszcze.