Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/024

Ta strona została uwierzytelniona.

przerobione, polepione, i niewiele warte. Ściany, grożące upadkiem tu i owdzie popodmurowywano i z pruska i po domowemu.
Ogród z salonu obiecywał się ładnie, ale mały był i w głębi zapuszczony, a kończył się sadem. Kilka pokojów ubranych było nie bez smaku, szczególniej na wsi mogły uchodzić za eleganckie, tylko zbyt się zblizka wpatrywać w nie i badać nie należało. Z pewną zręcznością dobrane i ustawione były meble, jakie się po hotelach spotyka, niekosztowne a pokaźne.
W drugim pokoju, w pięknych szafkach zamknięta biblioteczka, pięknie oprawna, zdala imponowała, ale najpiękniejszym w niej był stary dykcyonarz weterynaryi, z czasów gdy ta nauka do dzisiejszej z nazwiska tylko była podobną. Okładkom zawdzięczał, że stał na pierwszem miejscu honorowem.
Z mnóstwa rzeczy, które miały dowodzić szyku, i o których pochodzeniu gospodarz różne piękne historye opowiadać umiał, jedne były wielce podejrzanej autentyczności, drogie jawnie i oczywiście sfałszowane. Ale panoplia na ścianie z teatralnej gdzieś garderoby zapożyczona, uderzała szlachtę sąsiadów, jako zbiór wysokiej wartości.
Hrabia miał służbę nieliczną, ale wytresowaną znakomicie, ubraną pięknie i grającą w potrzebie role komparsów, gdy komedya jaka była na porządku dziennym. Dla gości, ilekroć ich przyjmował, stół i przyjęcie wielce starannie były obmyślane. Wszyscy, Christophla serwisy, wykwintnego kształtu, brali za staroświeckie srebra familijne. Kuchnia nie odznaczała się smakiem, ale formy były przedziwnie zachowane. Na butelkach wisiały srebrne etykiety, i menu obiadowe, po francuzku, każdy gość miał