Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/033

Ta strona została uwierzytelniona.

uważnie i nic nie mówiąc położył go na stronie. Potrzebował się namyśleć jak ma postąpić. Posłańcowi kazał czekać na odpowiedź.
Zygmunt, który nie domyślał się o co szło, prowadził rozmowę obojętną. Byli już przy deserze, gdy hrabia wszystko dobrze rozważywszy, — zwolna list rozłożył i z uśmiechem podał go Zygmuntowi.
— Prawdziwa dla mnie niespodzianka. Czytaj pan!
Zarzecki nie zrozumiał o co chodziło, wzdragał się, na ostatek na wyraźne żądanie, list czytać począł, zarumienił się mocno, głową potrząsł i położył na stole nie mówiąc słowa.
— Cóż pan na to? — zapytał hrabia.
— Nie rozumiem, — odparł Zygmuś, — widzę tylko że hrabia byłeś łaskaw mówić już im o Anieli.
— Miałem tę odwagę, — rzekł z uśmiechem hrabia, alebym się był nie chwalił i nie wydał z nią, gdyby nie konieczność zakomunikowania panu listu tego.
Zygmunt siedział wielce zadumany.
— Co mam odpisać! — zagadnął Zamiński.
Znasz pan siostrę moją? — odezwał się Zygmunt.
— Zdaleka i jako artystkę! — głowę skłaniając, odpowiedział hrabia.
— Ja zaś co ją znam od dziecka jako siostrę — rzekł Zarzecki, — jedno tylko mogę powiedzieć. Nie podejmuj się hrabia pośrednictwa, bo ani pan, ani ja, ani nikt jej do zbliżenia się ku nim nie skłoni.
— Sądzisz pan? — spytał gospodarz.
— Jestem tego pewnym, — odezwał się Zygmunt, — a na dowód powiem, że gdym u Du Royerów zobaczywszy panią Manczyńskę, pochwalił jej piękność przed siostrą, połajała mnie, odepchnęła i prawie się pogniewała.