Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/034

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia słuchał z wlepionemi oczyma w pana Zygmunta.
— Nie mogę odmówić, — rzekł, — choćby nadaremnej próby!
— Że daremną będzie, — to nie ulega wątpliwości, — dodał Zarzecki.
— Ale możebyś pan swym wpływem...
— Ja! nie podejmuję się! nie! — prędko odpowiedział Zygmunt.
— Widzisz pan w tem co złego? — badał hrabia.
— Nie, ale widzę niepodobieństwo. Aniela pamięta co rodzice przecierpieli i nigdy tego nie przebaczy Manczyńskim.
Czuje wszystko gorąco, zwyciężyć się nie umie, jest młodą, jest dumną. Wie ona o tem że nas we dworze w Żabiem nazwano Hołotą, jesteśmy nią w istocie, ale tem dumni że godność naszego ubóstwa nieposzlakowanego czujemy. Hołota nie pójdzie do pałacu!
— Ani pan? — wtrącił hrabia, — gdyby go uśmiech pięknej, jak sam powiadasz Idalii, wabił i zapraszał.
— A między mną a Lucią jest różnica ogromna, odezwał się Zygmunt. Ja ostygłem nieco walcząc długo, powoli i w cieniu, jestem zimniejszy od niej, mężczyzna — ja!..
Nie dokończył ruszając ramionami, i zarumienił się nieco.
Hrabia się zamyślił i nad tem co mu uczynić wypadało i co na razie odpisać. Najstosowniejszem zdawało się odpowiedzieć że sam ustnie przyjedzie się wytłumaczyć.
W duchu Zamiński nie gniewał się na to że Zarzeccy zdala się mieli trzymać od dworu. Chociaż zbliżenie