Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/047

Ta strona została uwierzytelniona.

dziadunia oddał w ręce jego służącego. Zażądano jeszcze na noc rumianku, do którego był przywykły i — nastąpił dobrze zasłużony spoczynek.
W interwałach wieczornej rozmowy, Onufry żonie szepnął o projektowanem nazajutrz badaniu starego Zarzeckiego.
— Niech sobie starościc robi z nim co chce, — odpowiedziała, ty zostań neutralnym, proszę cię. Postanowiliśmy tych Zarzeckich załagodzić i ja na to więcej rachuję niż na groźby. Starego męczono, trzymano i wszystko się to na nic nie zdało.
Ruszyła ramionami.
— Naturalnie starościcowi zabronić nie możemy rozmowy, — ale my — zostańmy na boku, proszę cię. Szumiński, jak mogłeś sam miarkować, rości pretensye do tych znikłych kapitałów, a gdyby je pod jakim pozorem zagarnął, kto wie coby potem było!!
Uznał p. Onufry, że żona daleko była przenikliwszą od niego i postanowił iść za jej wskazówkami.
Zrana kawę pił starościc u siebie, i natychmiast posłano pisarza Więckowskiego, aby w imieniu p. Szumińskiego prosił starego Zarzeckiego do dworu.
Upłynęło dobre pół godziny nim się pisarz z powrotem stawił.
— Zarzeckiego, proszę jaśnie pana, już trzeci dzień w domu nie ma, i nikt nie wie co się z nim stało. Panna powiada, że pojechał do miasteczka i nie wrócił. Nakazał tylko przez człowieka, ażeby się o niego nie frasowano.
Raport ten zdawał od progu Więckowski, w obec Szumińskiego, który się niezmiernie obruszył.
— Otóż tobie masz! — zawołał — proszę ja kogo! Widać ze się stary zląkł i po rozmowie ze mną drapnął! Ale