Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/052

Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedz tylko acanna ojcu, bo go znajdziecie gdy zechcecie, że ja z pomocą policyi szukać go będę. — Zatajone przez niego kapitały muszą wyjść na jaw.
Lucia wzruszyła ramionami wzgardliwie.
— Stare plotki i potwarze! — rzekła obojętnie.
— Nie potwarze! nie! — krzyknął Szumiński podnosząc kij do góry, ja poprzysięgnę, że podkomorzyna mi mówiła, że do rąk jego odda wszystko. Gdzież to podział? Co z tem zrobił? Tak! ja poprzysięgnę!!
Lucia słysząc te słowa, zaczęła drzeć, załamała ręce, oparła się o ścianę i na nowo wybuchnęła płaczem.
— Tak! mruczał starościc ciągle — złożę świadectwo, dam dowody! Przecież mój głos więcej wart niż jakiegoś oficyalisty.
Powiedzcie mu to! Z pod ziemi go dobędę, i nie puszczę, aż się wszystko na jaw wyświeci!
Tak grożąc pan Szumiński uznał nareszcie właściwem opuścić dworek i trzęsąc się jeszcze z gniewu wyszedł na podwórze, gdzie na niego w pewnem oddaleniu Więckowski oczekiwał. Chociaż nie był świadkiem sceny z Anielą, słyszał podniesiony głos i gwałtowny spór, nie zdziwił się więc widząc wychodzącego starca, jakby upojonego, chwiejącego się na nogach.
Podał mu rękę w milczeniu i poprowadził bliższą drogą do parku. Pan Onufry, który na powrót czatował, spotkał starościca w ogrodzie. Po twarzy jego poznał, że coś się mu nieprzyjemnego przytrafić musiało. Stary jak tylko go zobaczył, wybuchnął:
— Pięknie mnie tam dziewczyna przyjęła! Od czci, od wiary! Ledwie że nie miotłą za drzwi. Tak! stary się schował, kryje, ale ja go widzieć muszę, znaleźć, dobyć. Jam darmo podróży nie odbył.