Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/088

Ta strona została uwierzytelniona.

Wybrał się natychmiast, powrót swój do domu przyśpieszając, bo mimo pigułek i rumianku czuł się niedobrze na zdrowiu. Chociaż sam winien był wszystkiemu, jak się to bardzo często trafia, nieprzyjemności doznane i wzruszenia przypisał w duchu panu Onufremu... Jakim sposobem potrafił to sobie wytłumaczyć, było jego tajemnicą, to pewna że na Mańczyńskich cała wina w przekonaniu jego spadała.
Pożegnał ich jednak dosyć grzecznie, ubolewając nad tem iż okoliczności się tak składały, że dłużej im służyć nie mógł.
Pan Onufry, którego żona nie znosiła starościca od owej historyi we dworku, niebardzo go nawet zapraszał. Powtórzył na wyjezdnem pan Szumiński iż, jak się tylko Zarzecki ukaże, natychmiast się znowu do niego ostro wziąść powinni, gdyż on o kapitałach zatraconych wiedział z pewnością, a sama jego ucieczka nagła przed starościcem, najlepszym tego była dowodem.
Po wyjeździe starościca nie spodziewano się wcale wiadomości od niego, gdyż i wprzód wcale im o sobie znać nie dawał; gdy w miesiąc jakoś dowiedział się z gazety pan Onufry że Szumiński świat ten pożegnał, nawet testamentu i rozporządzenia nie zostawiwszy po sobie. Natychmiast pobiegł po radę do juryskonsultów: jawnem było i oczywistem, że dobra białoruskie na Manczyńskich spadały. Szczęśliwa o tem wiadomość potwierdziła się wkrótce, nikt nawet nie przeczył temu, oprócz owego Szumińskiego herbu Rogala, który miał wprawdzie obietnice jakieś słowne, ale prawa najmniejszego.
Przekonawszy się o tem pan Onufry, wziąwszy z sobą prawnika, natychmiast ruszył na miejsce dla objęcia sukcesyi. Stary był tak skąpy jak nieboszczka siostra al