Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/099

Ta strona została uwierzytelniona.

ce modami, które za nich smak i znajomość rzeczy mieć muszą. Wygodnie jest w wyborze być popartym powszechnem uznaniem.
Natomiast przyjaźń hrabiego Zamińskiego była dla Luci utrapieniem. Pierwszy raz zobaczywszy zdaleka na ulicy, potrafiła spotkania uniknąć; przekonała się jednak wkrótce że pan Ludwik, nie dając tego poznać po sobie, śledził ją i zabiegał drogę, tak że nie było podobna ujść tego naprzykrzonego ścigania.
Po namyśle panna Aniela zmieniła taktykę i postanowiła odważnie mu stawić czoło, nie był dla niej wcale niebezpiecznym.
Jednego popołudnia na Krakowskiem Przedmieściu, śpiesząc ze swoją teczką w ręku, Lucia zobaczyła przed sobą uśmiechniętą twarz wyelegantowanego admiratora. Zmarszczyła trochę brwi, zacięła usta, ale szła śmiało naprzeciw niebezpieczeństwa.
— Przecież choć raz miałem szczęście spotkać się z panią, — odezwał się kłaniając hrabia.
— Wszyscy więc jesteśmy jak widzę w Warszawie — rzekła uśmiechając się i idąc zwolna Aniela, nie wiedziałam o panu hrabi.
— A ja, wiedziałem o pani i goniłem za nią! — szepnął adorator.
Spojrzenie ostre dosyć i zdziwione, dało mu do zrozumienia, że postąpił niezręcznie.
— Niech się pani nie gniewa za to natręctwo, — dodał — sądziłem że mając tu dosyć stosunków i znajomości, mógłbym pani być użytecznym.
— Dziękuję panu za dobre chęci, — zawołała artystka — ale miarkuj pan sam, czyby to było właściwem ażebyś hrabia mnie rekomendował? Ci co nie znają mnie, a mło-