Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/127

Ta strona została uwierzytelniona.

sza, bo innego nie znamy, chyba u żydów szukać. Tyś się powinien żenić bogato a artystkom dać pokój.
Tak rozpoczęła się owa narada familijna, przebrano potem listę rozmaitych kandydatek do stanu małżeńskiego, nie wyjmując tych, które wprzód musiały być ochrzczone niż zaślubione być mogły. Stryj pytał tylko o cyfry, reszta go obchodziła mało. Projekt ożenienia się z wdową nie podobał mu się wcale. Zamiński dla stryjcia wyrzekł się wycieczki na miasto, przesiedział z nim zamknięty dzień niemal cały, dał słowo że artystki będzie unikał i do rozumnego ożenienia dążył.
Pomimo to jednak nazajutrz wyrachował się z wizytą u jenerałowej tak aby u niej zastać i zobaczyć Lucię. Zatrzymał ją na rozmowę i wyszedł więcej rozmarzony niż kiedykolwiek. Stryjowskie rady zapomniane zostały.
Młodzież w kilka dni potem rozpowiadała że giez jakiś pokąsał Zamińskiego, który w ciągu tygodnia oświadczył się córce kupca, siostrzenicy bogatego urzędnika mającej po nim odziedziczyć i wdowie majętnej po właścicielu fabryki. We wszystkich tych trzech miejscach bardzo grzecznie odprawiono go z niczem. Nie miał szczęścia.
Z rozpaczy zapewne, a na mocy dawnych nadskakiwań pięknej Idalii, Luidor, wybrał się podwieczór do pani Manczyńskiej. Godzinę tę przed recepcyą u niej umyślnie obrachował, aby nie zastać nikogo.
Trzy odkosze na raz zmuszały go sięgnąć po rękę dożywotniczki. Stryj już był wyjechał.
Gdy hrabia Zamiński nadszedł, dopiero światła w salonie zapalano, panna Barbara w przedpokoju na czatach stojąca, zobaczywszy go pierzchnęła żywo, i razem z lampami wprowadzono gościa do pustki.
Dosyć długo oczekiwać musiał na wyjście pięknej