Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Nic nie mogło być przyjemniejszem dla pani Idalii nad taki tryumf, chociażby do niczego nie prowadził, pochlebiał jej, cieszył ją, — uczuła jednak coś w oświadczeniu nagłem tak impetycznego, nieprzygotowanego, iż więcej była zdumioną niem niż uradowaną.
— Co mu się stało? — mówiła w duchu patrząc nań zmrużonemi oczkami.
Hrabia czekał trzymając rękę, niewyrywającą się wcale, piękna pani siedziała milcząca.
Cher Comte! — odezwała się, cedząc pieszczono wyrazy, — nieskończenie mu jestem wdzięczną za jego uczucie dla mnie; ale nie zapominaj że jestem wdową i że pamięci mojego drogiego Onia chce wierną pozostać. Jest to moje niezłomne postanowienie, poświęcić się wychowaniu dzieci. Serce mam złamane, nie mogłabym ci dać nawzajem czego miłość wymagać ma prawo!
Westchnienie się z jej piersi wyrwało.
— Pani, — zawołał hrabia, — właśnie jabym ci pomocą był w wychowaniu, sługą twym i doradzcą. Przyjaźń twa nawet i życzliwość uszczęśliwiłaby mnie, a może z czasem potrafiłbym sobie serce pozyskać.
Idalia zarumieniła się mocno.
— Nie — nie! to być nie może! — odparła, — małżeństwo bez miłości byłoby świętokradztwem — nie, drogi hrabio, zachowaj mi swą przyjaźń, pewnym być możesz mojej i — nie żądaj więcej od biednej wdowy, którą łzy uczyniły mumią bez życia.
Spojrzała pocieszając go wejrzeniem pełnem sympatyi, ścisnęła mu rękę i ruchem mimowolnem cofnęła się w głąb kanapy.
Milczenie które nastąpiło przykre było dla obojga. Zamiński siedział z głową spuszczoną jak najnieszczęśli-