Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/133

Ta strona została uwierzytelniona.

zdrętwiały jakiś, jak człowiek który się zmęczył życiem i radby wyjść już z niego.
Zostawując go myślom, gospodyni wyszła do fortepianu, gdyż nieudolność Laury do rozpaczy ją przyprowadzała chciała sama być pomocą nieszczęśliwej nauczycielce.
Przez cały czas trwania opłakanej lekcyi, hrabia nie ruszył się z kanapki, nie przemówił słowa do wchodzącej i wychodzącej jenerałowej. Siedział jak martwy.
Przebrzmiał wreszcie fortepian i biedna uczennica uciekła, Aniela zabierała się do wyjścia już, gdy nagle skoczył ze swojego siedzenia hrabia i, jakby go co pędziło, wpadł do saloniku.
— Dzień dobry pani! — zawołał zbliżając się.
— Dzień dobry.
Zmierzała ku drzwiom.
— Pani odemnie ucieka?
— Nie — ale mam czas obliczony.
— I ani chwileczki nie chce mi go pani poświęcić?
— Niewielką bym hrabiemu uczyniła przysługę, — szepnęła Lucia.
— Bo, pani wierzyć nie chce że jestem wielbicielem jej i każda chwilka darowana mi, szczęściem jest dla mnie.
Wychodząc już Lucia odwróciła się z uśmieszkiem szyderskim.
— Aż szczęściem! — powtórzyła, — to trochę za wiele.
— Nic a nic, — odezwał się natarczywie drogę zastępując odedrzwi hrabia, z miną istotnie desperacką, jestem w pani rozkochany!
— Proszę mnie wypuścić — odezwała się z powagą, nie nawykłam do podobnych żartów i do takich miłości. Między nami, panie hrabio — przepaść jest, jam kobieta sza-