Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/144

Ta strona została uwierzytelniona.

trzyła że on to bierze na seryo i myśli o ślubie. Dopieroż strach, dopiero dawaj się komosić, dąsać, kwasić. A tu, w dodatku i Zamiński był pod bokiem, który się koło niej kręcił i wzdychał, choć mu raz rekuzę dała. Poczęły się awantury, przychodzi on, nie puszczam, potem pani się go żal zrobi, wołaj, posyłaj. Przyjdzie, klęka, płacze, lamentuje, pani się zmęczy i desperuje. Wiedziałam że to długo nie pociągnie. Dała mu na ostatek odprawę, bo już go miała dosyć.
Poodsyłał jej het wszystko co miał od niej, do kruszynki, bo hardy był okrutnie. Myślimy, skończyło się, to i dobrze. Pani już poczęła się reflektować, że bodaj Zamińskiego przyjmie.
Jednego dnia dowiadywać się kazała przez litość co się z odprawionym dzieje, — powiadają zachorował. A, co prawda, mnie się wierzyć nie chciało i zarazem panią uspokoiła że to zmyślenie, aby miłosierdzie obudzić.
Nie — bo proszęż pana Serafina, słychana to rzecz żeby kto umierał z miłości?
Poczęła się śmiać, a ogromny drab obok jeszcze mocniej.
— Ino w bajkach! — dodał szydersko.
— Ja i teraz jeszcze powiem, — ciągnęła dalej panna Barbara, — nie z jakiej tam miłości zmarł, tylko suchoty miał i z nich płuca wypluł wszystkie. Co to ma jedno do drugiego. Ale pani imaginowała że on tak po niej się zatęsknił! Z początku była poirytowana, niespokojna, póki nie poszepnęłam hrabiemu, żeby ją rozbawili. Ledwie nie ledwie przyszła do siebie. A taki mnie posyłała na zwiady, jak się ma, co jemu jest. Musiałam kłamać że nie ma nic, że zdrów.
Tak jej go przecie wybiłam z głowy, a Zamiński po-