Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.

i mnie umieścił, ciągle za rękę trzymając, żeśmy w pierwszym rzędzie byli.
Przez otwarte wrota w podwórzu zamkowem widać było dwór pański, który się szykował; jedni ze psy, z sokołami drudzy, z oszczepami, dzidami, panowie konno, wozy pod zwierzynę za niemi.
Mogłem nawet rozróżnić łatwo Polaków od naszych Litwinów po odzieży i kołpakach, bo Polacy strojniejsi byli i śmielsi niż nasi. Kilkoro paniąt, co na króla czekali, tak bez mała wyglądali, jakby też książętami byli albo królewiczami. Choć się to na łowy wybierało, ale stroje mieli błyszczące od złota i srebra, a szable, kołczany i łuki lśniące całe.
Po tłumie jakby drżenie poszło. Tst! tsyt! — stawali wszyscy cisnąc się naprzód, odkrywały się głowy, orszak z zamku wyruszać począł.
Szła naprzód czeladź ze psy i sokołami, z sieciami z różnym rynsztunkiem, psiarze, łowczowie, dwór, a za niemi dopiero ukazali się panowie. Przodem jechał król, koło którego jakieś książątko tuż u boku postępowało, tak konia wstrzymując, aby królewski przodem szedł zawsze. Siedział na koniu gniadym, pokrytym suknem zielonem ze złotem, w sobolowem futurku, bo jesień była, w kołpaczku też z kun, czy z sobola, z mieczem u boku a drugim u kolana, twarz rumiana, ciemna i jakby opalona, z żywemi oczyma czarnemi śmiała się wesoło, bo wiadomem było, że tak jak ojciec łowy lubił, a nie miał dnia szczęśliwszego, jak gdy ruszył w lasy ze psy na myślistwo. Długi ciemny włos spadał mu na ramiona, a postawę miał pańską taką, że nie potrzeba było palcem nań ukazywać, iż on tu panem. Każdy w nim poczuł króla.
Śmiała mu się twarz, gdy coś rozpowiadał jadącemu tuż przy sobie książęciu, ale pomimo to coś w niej surowego i poważnego trwogę patrząc nań obudzało. I tegom później zawsze doświadczał, często się zbliżając do Kaźmirza, iż choć dobrym, szczo-