Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

codziennie za niego. Na nauczyciela dziatek stworzony był ks. Łukis, bo ukochał je, a cierpliwości był świętej i można powiedzieć nadludzkiej.
Z uśmiechem dobrotliwym na ustach pokonywał krnąbrności nasze, lenistwo i ociężałość umysłu, nieznużoną swą łagodnością a wytrwałością niesłychaną.
Ze mną stało się to, czego pewnie ani on się nie spodziewał, ani ja sam po sobie. W początku do tej nauki jakiejś najmniejszej nie miałem ochoty, wstręt i obrzydliwość; postanowiałem opierać się tak jak koń, który się najeździć nie daje, bo wie, że potem na sobie ciężar dźwigać będzie musiał. Tymczasem nagle obudziło się coś we mnie: ciekawość, ochota, pragnienie i z dnia na dzień zupełniem się odmienił. Co to było i jaka mnie tknęła dusza Boża — nie wiem.
Od tej chwili nauka mi poczęła iść z taką łatwością, jak gdybym tylko przypomniał sobie to, co umiałem dawno i zabyłem... Zdumiewał się ks. Łukis i cieszył niezmiernie, całując mnie w głowę, a nad miarę chwaląc. Niedawno ostatni, wyprzedziłem innych uczniów, i tak mnie gorąca żądza jakaś brała wszystko umieć, wiedzieć jak najwięcej, żem i zabaw wszelkich i pustot się wyrzekł dziecięcych.
W drugim roku potem ks. Łukis począł przebąkiwać, że mnie do innej szkoły dać potrzeba, ale rok cały potem zostałem jeszcze przy nim.
Życie moje całkiem się przez tę naukę zmieniło i w domu inaczej się ze mną obchodzono, patrzano na mnie inaczej. Sonka smutna była. Gajdys milczący, z Marychną na dawne zabawy czasu wcale nie miałem. Powoli się oswajając z tą myślą, że mi gdzieś indziej jechać przyjdzie, gotowałem się do podróży. Ks. Łukis mówił mi o Krakowie, jam też teraz obawy nie miał, ale ciekawość i pragnienie wielkie. Żal mi było Gajdysów i Wilna, bom się do moich przybranych rodziców przywiązał, ale obiecywałem im