Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

przestanę śledzić i dochodzić ojca i matki... Niech się dzieje co chce.
Stara przestraszona tulić mnie i uspokajać poczęła.
— Ani się waż, ani myśl, ani sobie tem głowę zaprzątaj — rzekła. — Wyszłoby ci to na złe i życiem byś może przypłacić musiał... Póty spokoju i opieki nad tobą, dopóki ty jesteś sierotą. Co Bóg ci przeznaczył, to przyjm z pokorą, dochodzić darmo, bo niczego się nie dowiesz... a na siebie gniew ściągniesz i zemstę.
Ale mnie dotknąwszy tej struny bolesnej, nie łatwo uchodzić było... a im Gajdysowa więcej uspokoić i nastraszyć chciała, tem mocniej mnie podrażniła. Wspomniałem jej o tej drugiej matce, której choć bardzo dawno nie widziałem, przecieżem ją pamiętał i czułem, że ona prawdziwą być musiała.
— Spotkam ją-li gdzie w życiu — dodałem — choćby nie wiem ile lat na to czekać przyszło, poznam ją, a ona się mnie wyprzeć nie może.
Na co stara Gajdysowa odparła:
— Wyprzeć się musi, ty tego nie rozumiesz; a no, żebyś ją spotkać mógł, albo miał, niech ci się nie śni, nie może to być.
Chwilę podumawszy, dodała żywo:
— Ona umarła, nie ma jej już na świecie...
Dlaczegom ja tym słowom nie uwierzył, tego nie wiem, alem był prawie pewnym, że umyślnie to powiedziała, aby mi z głowy wybić szukanie matki.
Nadszedł potem Gajdys stary i rozmowa się przerwała, ale poszedłszy na mój siennik spać, oka zmrużyć nie mogłem, ciągle myśląc o tem, że ojca sobie i matki szukać powinienem, a upomnieć się o swe prawa... Widziałem od dziecka, że się rodzice opiekowali tymi, których im Bóg dał, za cóż ja miałem być wydziedziczony?
Nazajutrz i przez tych kilka dni, pókiśmy się do drogi gotowali, Gajdysowa przestraszona tą rozmową