Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

z Bełza sprowadziwszy, oddał pod straż zakonników Paulinów.
Wiele już naówczas o obrazie tym cudownym rozpowiadano, o czem się w drodze nasłuchałem, iż na tym stole malowany być miał, przy którym Rodzina święta zasiadała, a nie kto inny jak Łukasz święty z pomocą anielską go malował, wpatrując się w oblicze Matki Bożej.
Opowiadano, jako się tam cuda działy wielkie w miejscu tem, i tłumy ludu zbiegały dla uczczenia go i uproszenia łask... Więc i ja w duszy postanowiłem w cudownem miejscu dopraszać się Matki Bożej, aby Ona mi matkę i ojca wróciła.
Nie pamiętam już, ileśmy dni do Częstochowej jechali, a to wiem, że zrazu wsadzony na wóz, gdym się potem naparł jako i drudzy do konia, dano mi go. Nieprzywykły do tak długiej podróży na niewygodnej a twardej kulbace, straszne męki wycierpiałem, ale mi na wóz z powrotem wstyd było iść i śmiechu napytać. Więc choć kości czułem jak połamane w sobie, a na nocleg przybywszy padałem gdyby ubity, wytrwałem do końca, nie skarżąc się.
W podróży krom księdza Jana z Rzeszowa, który na mnie oko miał, nikt się nie troszczył i nie myślał o sierocie. Dwór panów rad był podrwić z wyrostka, a choć krzywdy mi nie czynił, szczególnych też nie miał względów.
Stanęliśmy nareszcie w Częstochowie, którą ja sobie wyobrażałem cale inaczej. Kościół był naówczas niewielki, klasztor przy nim niedokończony, murów dużo porozpoczynanych. Miasteczko do koła drewniane i ubogie mi się zdało.
Nas, księża Paulini do klasztoru wzięli, a co się ze dworu nie pomieściło w nim, na mieście gospodę znalazło.
Nazajutrz rano wszyscy byliśmy już przed obrazem na nabożeństwie i klęczeliśmy wpatrując się w owo cudowne malowidło, a jam gorąco się modlił,