Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

wista, że tylko ogólnemi wyrazy mogę zaznaczyć, co pamiętam.
Wiele rzeczy mocno się w pamięć wraziło, lecz wiele później zatarło, bo ludzka pamięć jest jako tablica owa, na której w szkołach piszą. Zamazuje się ona cała naprzód, a potem ściera się z niej dawne, gdy przychodzi nowe, i ślad ledwie gdzieniegdzie pozostaje.
Z tych ludzi, którzy najwięcej z ks. Janem obcowali, a najulubieńsi mu byli, pamiętam kilku, później, jak on sam, świątobliwością słynących. Jakem wyżej rzekł, nigdy tak wielu ludzi pobożnych nie miała Polska i Kraków, co tego czasu. Pomnę z nich, naówczas już starego, ale do bardzo późnego wieku dożywającego Izajasza Bonera, zakonnika OO. Eremitów Augustyna świętego, który rzadko sam bywał u nas, ale często go ks. Jan nawiedzał, mówił o nim i był dlań ze czcią wielką.
Żył on u ś. Katarzyny na Kaźmirzu w takiej celce maleńkiej jak mój dobroczyńca, tak ubogo jak on. Boso chodził zawsze latem i zimą, na gołej sypiał ziemi i nigdy więcej nad trzy lub cztery godziny.
Pomimo wieku, nieraz, gdym do niego księgi nosił, bo sobie je z ks. Janem często posyłali, zastawałem go zamiatającego klasztorne korytarze, wynoszącego śmiecia.
Innym razem znajdowałem go klęczącym przed obrazem N. Panny, ale w takim zachwycie i zatopieniu, żem, nie śmiejąc przerywać, godzinami czekać musiał, aż się przebudził z tego marzenia i wrócił do życia.
Świątobliwy mąż ten wcale do mojego ks. Jana nic był podobnym. Wychudły, skóra a kości, zżółkły, z oczyma pałającemi tylko, zdawał się duchem i myślą na innym już świecie przebywać. Często razy kilka powtarzać było potrzeba, z czem przyszedłem, nim zrozumiał i odpowiedział — tak zatopiony był w sobie. Czasu rozmowy, gdy przychodził do