Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle potem jednego dnia, jak sam bardzo ochoczo i wesoło się do tej podróży gotował, z wielką serca gorącością, tak i mnie, głaszcząc po brodzie, rzekł.
— Gotuj nogi do drogi, ale pamiętaj, jak mi omdlejesz gdzie, to cię w klasztorze jakim zostawię.
— Na kraj świata pójdę za tobą, ojcze — zawołałem, do nóg mu się rzucając.
Myślałem, że oszaleję z radości, gdy mi ks. Jan towarzyszyć sobie dozwolił. On sam, jak skoro to postanowił, a była wczesna wiosna i sama Wielkanoc, kiedy się to stało, po odbyciu spowiedzi i przyjęciu Komunii, wyruszył tak wybrany jakom mówił. Suknia jedna, płaszcz, kij, tykwa, sakwa i grube trzewiki. Jam też podobnie był odziany. Obciążać się niczem na drogę nie było można, a ks. Jan brewiarz tylko z sobą wziął.
Dzisiaj, po latach tylu, jużbym tej pielgrzymki opowiedzieć, ani opisać nie mógł. Przesuwało się codzień tyle nowych widoków przed oczyma mojemi, żem ciągle był, jakby we śnie gorączkowym. Po Wilnie Kraków mi się wydawał miastem takiem, jakiemu równego chyba na świecie nie było, a gdyśmy podróżować zaczęli przez miasta niemieckie, nawiedzając olbrzymie kościoły, patrząc na zamki, pałace i grody ogromne, co chwila słupieć było potrzeba z podziwu.
Oprócz tego sam świat, któryśmy przebywali, wcale od naszego inny, cudownym razem i strasznym się wydawał. W górach zdawało się, że się świat kończy śniegami zasypany, a tu dopiero, przebywszy je, gdyśmy weszli jak do zaczarowanego ogrodu, miły Boże, człowiek zrazu zmysły postradał.
Ja, co te cuda po raz pierwszy oglądałem, szedłem oczarowany niemi. Ks. Jan mało na nie patrzał, modlił się albo rozmyślał. Nie pominęliśmy żadnej figury, kaplicy, ani kościoła bez modlitwy.
Przygód wielkich Pan Bóg nam szczędził jakoś,