Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

stole, rozumie się ja z czeladzią tylko, bom do panów przystępu nie miał, zabrałem znajomość. Młodzieży było kilku, Krakowian i Sandomierzanów.
Szeroko się rozpisywać nie będę nad tem, jakośmy z ks. Janem, bo ten mnie z sobą wszędzie prowadził, obchodzili miejsca, w których relikwie złożone były, modląc się i oglądając. I nietylko groby i kości męczenników, w każdym kościele i ołtarzu obfite, ale daleko droższe tu znajdowaliśmy pamiątki; drzewa krzyża świętego całe sztuki, słup przy którym Chrystus był biczowany, gwoździe jakiemi go na krzyżu przybito, suknie i szaty, które On i Matka jego nosiła.
Anibym zliczyć mógł tych skarbów i świętości. Ukazywano nam też owe miejsca, w których się krew męczeńska lała, jak to stoi w złotej legendzie i żywotach; więzienie Piotra świętego głęboko w ziemi, jako studnia wykute, gdzie źródło od tych czasów się sączy; miejsce kędy Piotra z Rzymu uchodzącego Chrystus Pan spotkał i t. p.
Ale nadewszystko com w życiu kiedy widział, podziwieniem i grozą mnie przejął ów niesłychanej wielkości gmach, w którym dziesiątki tysięcy ludzi mieścić mogły, niegdy służący do walk z dzikiemi zwierzęty, którym chrześcijanie na łup bywali dawani. Mury to jakby nieludzką dźwignięte ręką, piętrzące się do góry niby ze skały wykute, z głazów ogromnych spojone, już naówczas rozpadać się zaczynały, i tak jak z innych, z nich też kamienie wywożono na nowe kościoły i domy.
Po ulicach i pustych rynkach trawą pozarastałych, co leżących, pokruszonych i całych kolumn z marmurów, jakich u nas sztuczka mała drogo się płaci, wyliczyć trudno. Można rzec, że tu stopa nie dotykała ziemi, nie potrącając o coś świadczącego jaka to potęga w gruzy legła, aby chrześcijaństwu pole oczyścić.
W Krakowie, gdym tu poraz pierwszy przybył, zdumiewały mnie liczne konwenty, bractwa i mnichów siła, ale w porównanie to z Rzymem iść nie mogło,