Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie tysiącami zakapturzonych, długiemi szeregami ciągnących przez ulicę, spotykać było można. A kto modlić się chciał i trwać na modlitwie, choćby i noc całą, znalazł zawsze kościół lub kaplicę otwartą, lampę gorejącą, przed Najświętszym Sakramentem czuwających księży i pielgrzymów.
Niektórzy z nich, snadź grzesznicy wielcy, czy też świątobliwości wielkiej ludzie, na kolanach się czołgając od kościoła do kościoła wędrowali, innych krzyżem leżących po całych dniach na zimnej posadzce spotykać było można.
Następnych dni zaraz, czeladź szlachecka pana Jędrycha z Tęczyna ze mną się pobratała i poznajomiła. Starsi też nie śmiejąc ks. Jana wypytywać, bo ten próżnych rozmów unikał, u mnie się o niego i o Kraków dowiadywali.
Alem ja więcej słuchając rozmów ich nauczył się od nich, niż oni odemnie, bo u ks. Jana przy celi siedząc a do szkoły chadzając, po za ulicę św. Anny mało co wyjrzałem i co się działo w świecie niewielem się troszczył o to.
Nie wystrzegano się mnie w refektarzu, gdy się na jedzenie zbierali wszyscy, panowie u przedniego stołu, my w kącie; miałem więc zręczność nasłuchać się tu rzeczy o Polsce, o jakich wprzódy wcale wyobrażenia nie miałem; o czem rozpowiem zaraz, bo dla mnie to dziwnem nad miarę i zdumiewającem brzmiało.
W Wilnie wychowany byłem i nawykły żyć w pośród ludzi, którzy króla a W. księcia litewskiego miłowali i szanowali go, a nigdym słowa uwłaczającego mu nie słyszał. Ja też, choć mało widziałem Kaźmirza, czciłem go, a jakby wyższą jakąś istotę uznawałem nad wszystkiemi.
Jakież było osłupienie moje, gdy w pośród Polaków, którzy się tu gromadzili około pana Jędrycha, usłyszałem poraz pierwszy przeciwko królowi wyrzekania, odgróżki, zarzuty i takie słowa, z których gniew tryskał. W początkach mi to było wcale nie-