Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

mi brwi spuściste tak zwisały, że ich mało co z pod nich świeciło. Głos miał gruby i zachrypły. A choć tak dziko i strasznie wyglądał, złym nie był, a pobożności nadzwyczajnej; ale gdy się rozgadał, rozgrzał czuć było, że w nim w średzinie ogień musiał gorzeć wielki. Kiedy milczał, to jak pień, oczy w ziemię wlepiwszy, a gdy począł mówić i rozruszał się, buchało z niego.
Sliziak ten, ledwie słowo z ust moich zasłyszawszy, gdy Litwina we mnie wytropił, spokoju nie miał, dopóki wziąwszy na spytki nie dobył ze mnie i tego com chciał i co nierad zwierzyć byłem. Nie przyszło to od razu, ale zwolna mnie tak ugłaskiwał, po troszę wyciągał, a za serce chwytał tem, że moje Wilno, które ja wspominałem zawsze z miłością wielką, tak jak ja kochał, a znał lepiej odemnie.
Okazało się też, że i Gajdysów oboje widywał, wiedział o nich, a co dziwniej, o mnie nawet słyszeć musiał. Gdy się dowiedział kto byłem, żem się tam na podzamczu wychował, nie wiem czemu, ale go to tak poruszyło, a do mnie uwiązało, żem po całych dniach musiał z nim gwarzyć i rozpowiadać o sobie.
Nie porzucał mnie już, czemu zresztą rad byłem.
Cale to niespodziane dla mnie sieroty spotkanie było dziwniejsze jeszcze, że się on mną tak bardzo zajmował. Sliziak zresztą choć Litwin, czemum się dziwował, tak jak Polacy króla nie lubił i z temi trzymał, którzy na niego rzeczy niebywałe i straszne wymyślali.
Jam milczał lub bronić się starał. Sliziak mi tem gębę zatykał, iż gołowąs jestem i rzeczy tych a spraw spełna nie rozumiem.
Mocno mnie to dziwiło, że stary się tak do mnie, chłopięcia obcego, przywiązał; a bardziej jeszcze zdziwiłem się, gdy po niejakim czasie począł mnie do stanu duchownego namawiać mocno, dowodząc, że sierota najlepiejbym uczynił, gdybym dostawszy się do Rzymu, tu do nowicyatu wstąpił i nigdy do kraju nie powracał.