Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

Choć z zarosłej jego twarzy mało co widać było, czytałem na niej zadziwienie i pomięszanie wielkie.
Sam nie wiem, kto mię popchnął ku niemu. Pociągnął zaraz do kąta... Z głosu pomiarkowałem, iż poruszony był mocno, bo ledwie mógł mówić.
— Zkądże ty tu!! Boże miłosierny! Zkąd ty tu się wziąć mogłeś i po co??
Odpowiedziałem mu, że nierad opuściłem ks. Jana, ale gwałtem mnie oddano biskupowi. Zadumał się zdziwiony i zafrasowany, a po chwili uspokoił nieco.
Chciał wiedzieć kto to sprawił, że mnie na dwór ten przeniesiono, ale tego mu powiedzieć nie umiałem, bom sam nie wiedział.
Badać się mnie zdawał, jak się domyślałem, czym poznał w przybywającej pani tę, o której mówiłem mu, ale spytać o to nie śmiał. Ja też nie miałem mu się zwierzać ochoty, bom w nim czuł jakby nieprzyjaciela.
Poruszony był mocno, usta mu dygotały, oczy biegały, a choć sam mnie na rozmowę wywołał, wprędce mówić nie miał co.
Ja też milczałem i pożegnałem go nie strzymując, zapytawszy tylko czy w Krakowie długo bawić mieli.
— Albo ja wiem! — odparł z niechęcią — wszyscyśmy się tu zbiegli dla tego świętego człeka, któregośmy mieli oglądać, a słyszę że niepewna jeszcze rzecz, czy przybędzie i kiedy...
Pobiegłem się rozpytać, bom o tem nic nie słyszał jeszcze i dowiedziałem się, że tego dnia właśnie przyniesiono wiadomości, że Kapistran zamiast do Polski, pochwycony został przez niemieckich książąt, którzy go sobie wyrywali i miał wprzódy Sasom kazać, potem na Szlązku, a niewiedzieć kiedy potem przybyć do Krakowa.
Biskup nasz wielce był tem przybity i umartwiony, ale nie poprzestał zabiegów i listy za listami słał do Kapistrana, nalegając, aby Polskę i Ruś nawiedził.