Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

zbiedz i z Gajdysem się zobaczyć. Nie pojmowałem co on tu robił, jak i po co się do Krakowa dostał, a widok jego tak mnie poruszył, tyle przypomniał, iż serce z piersi zdawało się dobywać.
Przyszły mi na myśl owe czasy, których inaczej jak szczęśliwemi nazywać nie mogłem, gdym matkę miał, gdy mi tak było dobrze i swobodnie w ubogim dworku ich.
Wprawdzie teraz byłem niby na szerokiem gościńcu żywota, lecz szedłem sam nie wiedząc dokąd, gnany jakąś siłą niewidzialną, popychany... celu nie mogąc przewidzieć.
Wprędcem się potem wyrwać potrafił i wyprosić, i strzałą pobiegłem pod kościół. Gajdys tam już na wschodach siedząc czekał na mnie, a pochwyciwszy w silne swe objęcie, spłakał się całując, jakby wistocie własne dziecko odzyskał.
Dowiedziałem się od niego, iż z Wilna sprowadzono ich ze stajen wielkoksiężnych wielu, gdyż na wesele królewskie i koni i ludzi było potrzeba.
Gajdys się, choć stary, nastręczył z drugiemi, pomyślawszy że mnie też zobaczy.
Pytałem go o matkę i o Marychnę, i o tych których w Wilnie znałem. Żyli wszyscy, ale się skarżył, iż miasto teraz bardzo opustoszało, na zamku rzadko kto przebywał; a wszyscy się domagali i pragnęli, aby mieć swojego wielkiego księcia, którego im król nie dawał.
Gajdys po raz pono pierwszy był w Krakowie, miasto wielkie i ludne w podziwienie i strach niemal go wprawiało.
Poszliśmy od kościoła precz za miasto, gdzie nie tak łatwo kto nas mógł podpatrzeć i siedliśmy na kłodzie pod płotem w małej uliczce... dopiero Gajdys powiadać zaczął, jakie go tu szczęście spotkało, że dni temu dwa, gdy z końmi przyprowadzonemi około stajen się zajmował, sam król nadszedł z koniuszym i marszałkiem, a zobaczywszy go poznał zaraz,