Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

słowo jego działało, i w jaki sposób? Tego ani ja, ani nikt nie potrafi.
Działo się bowiem coś cudownego. Mało ludzi mogło dosłyszeć co mówił, inni niespełna rozumieli, przecież mowa jego poruszała serca, wyciskała łzy, nawracała, pociągała.
Nie widziałem kaznodziei tak mówiącego jak on: rzucał się niespokojny, ręce ku niebu wyciągał, padał, chodził, zniżał do ziemi, bił w piersi; sam dźwięk jego mowy brzmiał tak, że się robiło około serca trwożno, łzy cisnęły się do oczów.
Ci co wcale go nie rozumieli nawet, przejęci, przestraszeni łkali i mdleli.
Posłannik to był Boży i mocą Jego obdarzony, ale nie przynosił miłosierdzia i pokoju, tylko groźby straszne, pomsty za grzechy wołanie, katuszy piekielnych odgłosy. Ja to przynajmniej tak czułem, a ze mną drugich wielu.
Dopóki mówił, trzymał tak na uwięzi wszystkich i tylko łkania i wykrzyki boleści czasem mu przerywały, potem gdy kończąc zwrócił się do krzyża i padł przed nim, ręce wyciągając ku Chrystusowi, padało z jękiem na ziemię w proch co żyło.
Nie było człowieka, coby zimnym odszedł z oczyma suchemi.
I działy się cuda. Szli ludzie do spowiedzi gromadami, młodzież rzucała szaty rycerskie i przywdziewała odzież zakonną. Od pierwszego dnia poczęli się jawić do zakonu ludzie, padając do nóg Kapistranowi i O. Władysławowi, aby ich przyjęto.
Lecz nie dziwnemby to było może, iż pospolity lud tak czuł to słowo Boże, którego z ust natchnionych a płomienistych jak te nie słyszał nigdy. Patrzałem stojąc na biskupów, naszego pana i innych, na starszych duchownych, na tych co kaznodziejów wielu w życiu słuchali, nie było jednego, któryby tego nie doznał co prostaczkowie. Płakali i oni. Mąż