Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem zbliżył się miłościwy pan szybkiemi kroki, nawołując Gajdysa.
— Toż syn twój? — spytał.
A gdy Litwin się skłonił milczący, król jeczcze podszedł ku mnie i czułem jak mi się przypatrywał; głowę miałem spuszczoną. Kazał mi ją podnieść i patrzeć śmiało. Choć z trwogą wielką byłem posłusznym.
Ujrzałem naówczas wielce dobrotliwe spojrzenie królewskie skierowane ku mnie, patrzał Kaźmirz i milczał. Spytał potem jak mi u biskupa było, na co milczeniem odpowiedziałem i nie nalegał już.
— Ucz się a sprawuj uczciwie — rzekł potem — ja o dzieciach sług moich nie zapominam, i o tobie też pamiętać będę.
Padłem mu do nóg. Zdał się mocno poruszony, i sięgnąwszy do kaletki, którą zawsze u pasa nosił (był to obyczaj ojca jego), dobył garść pieniędzy i wsunął mi je w rękę. Mnie ona tak drżała, że poupadały na ziemię i Gajdys je podnieść musiał, a teraz dopiero postrzegłem, iż były sztuki złota. Król się prędko bardzo oddalił.
Było tego daru pańskiego sztuk dziesięć i chciałem się niemi podzielić z Gajdysem, ale się obruszył, pogniewał, złoto w węzełek zawiązał i kazał mi go nie ruszając strzedz jak oka w głowie.
Ale fraszką było złoto owe, mnie wejrzenie królewskie niewypowiedzianie miłosierne droższem nad nie było. Zdawało mi się czytać w nim, że istotnie litość mieć będzie nademną i wyrwie mnie z tej niedoli i niebezpieczeństwa w jakiem byłem.
Obawiałem się bowiem bardzo, aby mnie siłą do seminaryum nie wzięto i w suknię kleryków nie obleczono.
Dlaczego do tego stanu ochoty w sobie nie czułem, sam zaprawdę nie wiem, ale Bóg snać powołać mnie nie chciał do siebie, inne gotując mi losy.
Tak rok się ten skończył, który żałobą okrył całe chrześcijaństwo, bo poganie owładali Konstantynopo-