Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

wy, niech mu Bóg nie pamięta, i mnie nastręczył, żem musiał za stół siąść i do pióra się brać, do którego podówczas nie miałem ni chęci, ni wprawy.
Przewodził tu nad nami wszystkimi ulubiony kardynała, prawa ręka jego, ks. kanonik Jan Długosz, który się wstawił pismami swemi, pracowitością i pobożnością. Przy biskupie Zbyszku mało nie od dzieciństwa ciągle zostając, najlepiej ze wszystkich rozumiał go, odgadywał i tak myślał a czuł jak on.
Więcej tylko może jeszcze miał do króla Kaźmirza niechęci i wstrętu, a do wszystkich Jagiellonów tak samo i królowej matki nie cierpiał, na nią się krzywił, a słyszałem go naówczas prorokującego, że król Kaźmirz na tyrana urośnie. Lecz mąż to był niepospolity, choć namiętny, żywy, gorączka i ludzi czarno widzący, a podejrzywający łatwo. Pracowitszego nad niego trudno było znaleźć, bo i dziesięciu razem rozpoczętych robót się nie uląkł.
W kancelaryi miał jeden stół, w izbie biskupiej drugi, a u siebie w domu całe izby zarzucone księgami i pargaminami tak, że przejść nie było można i u drzwi stać musiał, kto tu do niego przybywał.
Wszystkie te folianty porozkładane, ponaciskane kamieniami, zakładkami poznaczone, stosami się dokoła pulpitu i kupami wznosiły, z których on potem swoje kroniki wybierając spisywał. Śpieszył się zawsze, niecierpliwił, gdy go kto dla marnej sprawy zatrzymywał.
— Nie znasz to wartość czasu! — wołał. — Cóż nad niego droższe, a ty mi go marnujesz i wydzierasz!
To też on i chwilki nie stracił.
Przybywszy do domu, gdy miał ćwierć godziny wolnej nie spoczął i szedł do pulpitu, albo pisać dalej lub napisane poprawiać. W ulicy nigdy powoli go nie widziałem idącym, biegł mimo wieku i ciała