Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

rego już dla niedźwiedziego zarostu byłbym w piekle poznał, a wstręt miałem do niego.
Byłbym go rad uniknął i minął, ale zobaczywszy mnie drogę zaparł.
— Jam wasjuż na zamku szukał! — odezwał się witając mnie i przypatrując mi.
— Dziękuję wam za to — rzekłem wesoło — jeżeliście się chcieli dowiedzieć jak mi się powodzi, pochwalić się wam mogę, żem Bogu dzięki do najlepszego pana się na dwór dostał i mam trochę łaski u niego.
Sliziak namarszczywszy się począł mnie badać, a jam tak głupi był, żem powoli chwaląc się wyśpiewał przed nim wszystko, bardzo się tem czwaniąc, że król mi szczególną okazywał łaskę.
Jeszczem nie dokończył opowiadania, gdy na zamku otrąbywać zaczęto zamykanie wrót, pożegnawszy go więc pobiegłem co żywo.
Nazajutrz Sliziak na zamek się przywlókł do mnie jakoś pod wieczór. Zasiedział się, zagadał i gdy już mrok padał, namawiać mnie począł, abym go do gospody odprowadził i wina się z nim osłodzonego napił.
Tak natrętnym był i nalegającym, żem się w końcu zgodził na to, nie zważając na późną godzinę. Zeszliśmy na miasto do jakiejś gospody aż na Kleparzu, do której przybywszy, to tylko dostrzegłem,, iż wóz kryty jeden stał zaprzężony, a konie posiodłane, jakby Sliziak się wybierał pod noc w drogę.
Weszliśmy do izby, gdzie nam wina zasłodzonego wistocie podano we dwu kubkach. Choć słodycz czułem w nim, ale z jakimś smakiem takim zmięszaną, że mi nie szło przez gardło. Sliziak pił i mnie koniecznie zmuszał. Wychyliłem prędko kubek mój, nalał mi drugi, próżnom się wypraszał.
Jeszczem go nie dokończył, gdy poczułem w głowie zawrót jakiś i senność, aż mi się wstyd zrobiło. Czoło pocierałem rękami, oczy otwierałem siłą, kleiły mi się dziwnie.