Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

z sercem bijącem. Nie myliłem się. W istocie nad samym brzegiem, powoli szło dwóch ludzi, oglądając się na zamek pilno.
Przekop i rzeczka nie były bardzo szerokie, a ja wzrok miałem zawsze doskonały. Dostrzegłem zaraz, iż nieproste chłopy to były, ale jakby myśliwi co się zabłąkali. Prawie jednostajnie ubrani z mieczykami u boku, w czapkach takich właśnie jakie u dworu noszono, wydali mi się młodemi i jakby obcemi tu, bo szli wolno, rozglądając się pilno, stając, naradzając, ukazując na mury.
Myślałem, że mi się śni czy w oczach dwoi, gdy lepiej się przypatrując im, zdało mi się, żem poznał obu dworzan królewskich, których widywałem codzień, i byłem z niemi najlepiej.
Byłbym przysiągł, iż nie kto inny był, tylko Zadora z Bnina i Maryanek z Borów.
Ale jak i zkądby się tu oni wziąć mogli, Boże miłosierny!
Sam nie wiedząc co czynię, nietylko głowę, ale ilem mógł piersi wychylić przez kratę, wysunąłem za okno i huknąłem.
Przestraszyłem się potem sam, gdy głos ten mój odbity od murów rozległ się po okolicy. Zadora i Maryanek stanęli nad samym brzegiem oczyma szukając zkąd głos pochodził. Zdaje się, że Borowski mnie pierwszy zobaczył i ręką wskazał w tę stronę, na co ja też odpowiedziałem.
Ale w tejże chwili usłyszałem chód w korytarzu i ledwiem czas miał wydobyć się z kraty, przypaść do stołu i za papier pochwycić.
Baba weszła oczyma przestraszonemi patrząc na mnie, jakby krzyk mój posłyszała, ale zobaczywszy siedzącego spokojnie i schylonego nad stołem, przeżegnała się tylko i odeszła.
Gdym potem wrócił do okna, już tych dwu na przeciwnym brzegu nie było.
A tu muszę słowo o nich powiedzieć, bo na dwo-