Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

rze pańskim nie miał Kaźmirz ludzi coby mu byli oddani tak jak oni. Zadora takim był, że nigdy nie pytał co król chciał, dlaczego i czy on temu podołać mógł, dość było aby skinął a szepnął — szedł w ogień i wodę.
Zaś Maryanek, który głowy takiej jak pierwszy nie miał, i samby może wielkim rzeczom nie podołał, trzymał się Zadory, nie odstępując go na krok. Nierozdzielni byli, gdzie jeden, tam i drugi, z tą różnicą, że pierwszy rozkazywał, drugi słuchał, a tak byli do siebie nawykli, iż spojrzawszy sobie w oczy rozumieli się. Maryanek mężny był, silny jak żubr, zapamiętały — Zadora przebiegły i zręczny.
Niebardzom był pewnym czy w istocie oni to byli, ale gdym na tę myśl wpadł, zdało mi się: nuż król ulitował się i kazał szukać mnie, nuż trop jaki znaleźli, nuż oni mnie wyzwolą!
W gorączkę mnie to wprawiło taką, żem chodził jak pijany.
Nazajutrz znowu do wyższej izby wpadłszy, pobiegłem zaraz do okna, ale nie zobaczyłem nic.
Na przeciwnym brzegu nie było nikogo.
Bojąc się, aby w przypadku gdyby znów przyszli, nie ominęło mnie widzenie się i przekonanie czy wistocie Zadora był, nie odchodziłem od okna ani na chwilę. Daremniem wysiadywał, nikt nie przyszedł.
Znów więc rozpacz ogarnęła, a po tej nadziei nadaremnej jeszcze mi boleśniej było niż przed tem.
Minęło dni kilka. Prawiem już do okna zaprzestał chodzić, gdy jednego dnia oparłszy się tu o kratę, poczułem jakby się uginała pod ręką. Lepiej się przypatrując postrzegłem, że była podpiłowana i tyle się tylko trzymała, aby nie widać było co się z nią stało.
Byłem najpewniejszy, że niedawno musiano kratę piłować. Na murze ślady świeżo postrzegłem zdrapane. Znowum oszalał bez mała. Tegoż dnia uparłem się z babą posprzeczawszy, że spać będę w tej izbie. Mówiłem, że mi w niższej zaducha dokuczała.