Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

żywać jakom chciał dla nauki i do kollegiów chodzić, języków się uczyć, gdyż do żadnej służby nie byłem obowiązany, krom do stawienia się każdego wieczora na zamek.
— Patrzajże — kończąc to dodał łagodnie — iż szczęście własne masz w ręku, a teraz ono od ciebie samego zależy.
Szedłem tedy do ks. Jana, znając obyczaj jego w tej godzinie, gdym był pewien, że go na modlitwie i rozmyślaniu znajdę przed ukrzyżowanym Zbawicielem. Tak się stało; czekałem aż wstał, a choć się mnie spodziewać ani wiedzieć nie mógł że przyjdę, zwrócił się ku mnie tak, jakby się znaleźć spodziewał. Niejeden raz przekonałem się, iż miał takie przeczucia wszystkiego co go spotkać miało. Twarz jego pogodna i jasna, nigdy podziwienia, nigdy niepokoju żadnego nie zdradziła.
— Cóż chłopcze? — rzekł — oczy ci się śmieją? odżyłeś już.
A gdym go w rękę całował, on zaś mnie błogosławiąc, dodał:
— Przyniosłeś mi co nowego?
— Rady prosić przyszedłem — odparłem zcicha.
— U mnie zawsze jedna — rzekł ks. Jan — ora et labora, módl się a pracuj. To wszystko.
Chciałem i musiałem mu się wyspowiadać ze wszystkiego, słuchał cierpliwie. Nietylko dla mnie miał on tę świętą wyrozumiałość, że się wygadać dał zawsze z tem, o czem dawno wiedział i czego się mógł łatwo domyśleć. Widywałem go tak w ulicy słuchającego cierpliwie żebraków, skarżących się bab, stojącego w otoczeniu żaków.
— Bogu dziękuj! — rzekł spokojnie w końcu. — Drogę masz wyznaczoną. Ucz się, pracuj, staraj się godnym stać zaufania króla, a pamiętaj, jeżeli cię kiedy Bóg uczyni blizkim ucha i serca tego pana, abyś wiernym mu będąc, pochlebstwem i fałszem dla pozyskania łask się nie skaził. Posługują się czasem