Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/007

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozpoczynając opisywać drugą część przygód życia mojego, bo ono się teraz inaczej obróciło, a wiekiem też wyszedłem z dzieciństwa, muszę powtórzyć to, com sobie w duszy ku pocieszeniu i pokrzepieniu mówił ciągle:
— Błogosławione niech będzie imię pańskie i wszystko, co z wyroków bożych na nas przychodzi, albowiem człowiek nigdy nie wie, czem się ma smucić, a z czego cieszyć, czego pragnąć, od czego uciekać, a Bóg tych co mu ufają losami kieruje ku dobremu końcowi.
Tegom ja w ciągu całego doświadczył żywota, a przekonałem się, że to czegom się lękał, wyszło mi na korzyść, a czegom się dobijał, na szkodę... Ludzkie sądy płytkie są, albo nie widzą tylko jedną stronę wszechrzeczy.
Przeraziło mnie wielce to spotkanie ze Sliziakiem, alem o nim nie wspominał nikomu, a na zamek powróciwszy, rzekłem tylko sobie, że się z niego nogą na miasto sam jeden nie ruszę. Tu pod opieką królewską czułem się bezpiecznym. Przecież Sliziak i ci, którym on towarzyszył, zawsze w Krakowie siedzieć nie mogli, a na zamkuby się pokazywać nie śmieli.
Tymczasem to, co już dawniej dla mnie jawnem było, choć naówczas niewiele spraw większych rozumiałem, coraz widoczniejszem się stawać zaczęło.