Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/009

Ta strona została uwierzytelniona.

schadzano się, zjeżdżano, obwoływano i przeciwko królowi spiskowano bezkarnie.
W mieście nic się tajemnicą zachować nie mogło, i cokolwiek w tem osiem gnieździe postanowiono, zaraz na zamek donoszono. Ale też i z zamku, nawet co król pocichu szepnął swoim, niepoczciwi jacyś na miasto wynosili. Dojść nie było można kto zdradzał.
Pomiędzy temi nieprzyjaciółmi króla gotowało się i wrzało, na zamku cicho było i spokojnie. Pan nasz mało kogo do rady przyzywał, najlepszą mu była królowa, a ta nigdy niczem ostraszyć się nie dając, mężowi też dodawała odwagi, powtarzając, iż twardo stać przy swoim powinien, władzy swej i prawom nie dając czynić uszczerbku, gdy i tak już siła u jego poprzedników i u niego panowie wytargowali...
Pani była, jak już wspomniałem, umysłu wielkiego i serca, mężna, stateczna, spokojna, i nie jak inne niewiasty, które niewczesnym strachem mężów niepokoją, owszem pokrzepiająca i dodająca męztwa.
Nieraz widywaliśmy pana, gdy z posępnem czołem do niej wchodził, a posiedziawszy przy królowej i posłuchawszy jej, wracał rozjaśniony i wesoły.
Zadora i inni codzień się wymykali na miasto, choć ich tam nikt nie posyłał, tropili, przysłuchiwali się co się tam działo, co gdzie przeciw królowi mówiono, z czem się odgrażano. Pomagali im w tem mieszczanie krakowscy, którzy wszyscy prawie stronę króla trzymali, a wielu z nich możnych, szczególniej Tęczyńskich nienawidziło.
A nie bez przyczyny.
Mieli Tęczyńscy z dawien dawna posiadłości w mieście znaczne, domy i place a grunta, z których miastu ani podatków, ani posłuszeństwa czynić i oddawać nie chcieli. Wprowadzali do miasta bez opłat wszelkich co się im podobało, sprzedawali tu pod ich imieniem i osłoną obcy przekupnie, a czeladź Tęczyń-