Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

trzeć i czego słuchać. Izba duża, gdyby giełda, sklepiona, oświecona mosiężnemi wielkiemi kilkoramiennemi świecznikami, ławami i stołami okrytemi w kobierce i szafami wielkiemi przybrana, wyglądała jakby od święta, choć dzień był powszedni. Wszedłszy na próg w głowie się zawracało, taki w niej wszędy gwar panował, tyle tam było śmiechu, brzęku i wesela. Oprócz Martochny i Żychny, na dziewczętach postrojonych, paniach starszych i młodych mężatkach nie zbywało. Wszystko to postrojone w łańcuchy, w zawoje złociste, w czółka perłami sadzone, w atłasy i aksamity, ręce całe w pierścieniach; dziewczęta w wiankach, jejmoście w rąbkach jak królewne.
Jam się tylko zdala przyglądał i przysłuchiwał.
Rad byłem, że Zadora i Maryanek zapomnieli trochę o mnie, gdy pierwszy z nich na upartego szukać mnie począł, znalazł, wyciągnął i poprowadził z sobą gdzie śpiewano i na cytrach grano.
— Patrzajno — rzekł mi żartobliwie ręką wskazując na dziewczę, które nieopodal na ławce siedziało — taż to smarkaty ten wyrostek jakby stworzony dla ciebie. Nim się rozmyślisz do niej zagadać, będzie miała czas wyrosnąć.
Spojrzałem bojaźliwie i — ujrzałem prawdziwe cudo, jakiegom w życiu nie widział. Była to dzieweczka zaledwie z dzieciństwa wychodząca, piękna jak aniołek, z czarnemi ogromnemi oczyma, któremi na przemiany, jakby strwożona, to zbyt bojaźliwie, to nadto zuchwale i niezręcznie do koła rzucała. W uśmiechu i wyrazie ustek było coś tak pociągającego, żem stanął jak osłupiały.
Oczy się nasze spotkały, i byłbym uciekł ze strachu, ale ścisk był taki, że zamiast w tył, popchnięty naprzód zostałem i znalazłem się tuż przy dziewczęciu i średnich lat jejmości, wystrojonej, która siedziała przy niej.
Ta, chociaż nieznajoma, wskazała mi miejsce przy