Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiało oczy podnosząc, ujrzałem przed sobą uśmiechniętą twarzyczkę ślicznego dziewczęcia. Czas jakiś patrzyłem na nią w zachwyceniu — nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę.
— Waćpan tu tak pono obcy jesteś jak i ja? — zaczęła pierwsza szczebiotać.
— Po raz pierwszy w istocie; przyszedłem z towarzyszami — rzekłem — i oprócz nich nie znam nikogo — a wy?
— Jam ze wsi — odpowiedziała śmiało Luchna — ale miasto mi się bardzo, bardzo podoba. Tak tu gwarno a wesoło, a u nas tak cicho a często i nudno. Nie mogę się napatrzeć Krakowa, tak mi się pięknym wydaje. Po całych dniach z ciotunią biegam, a śni mi się potem com widziała po całych nocach.
A wy? — zapytała — słyszę, że ze dworu króla jesteście?
— Tak jest — odpowiedziałem. — Szczęście to wielkie dla mnie, tak dobremu służyć panu.
— No, i na dworze też wesoło być musi? — podchwyciło dziewczę ciekawie.
— Nie tak, jak tu — odparłem. — Zabaw u nas mało bywa, bo król jeśli się zabawia, to tylko łowami, a królowa dziećmi zajęta... Gdy obcy goście, książęta i panowie przybywają, uczty bywają wielkie, wspaniałość na nich królewska, ale wszystkiemu powaga steruje. Śmiechu słychać mało, śpiew rzadki.
— A! tom już dworu nie ciekawa — poczęło dziewczę — bo ja śmiać się i zabawiać lubię bardzo.
Spojrzałem na nią, usta miała na pół otwarte i rząd ząbków maleńkich, jak perełki białych wyglądał z za różowego warg rąbku.
Musiałem się mimowolnie uśmiechnąć też dla niej.
Tak się ta moja pierwsza w życiu rozmowa z dziewczęciem, które mnie oczarowało, rozpoczęła. Ani wiem, cośmy już mówili potem, ale znajomość się zrobiła bardzo łatwo i tak nam z sobą dobrze było,