Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

uległ duchownym, resztęby władzy i poszanowania postradał.
Nazajutrz przebudziwszy się, gdym ochłonął, wyrzucałem to sobie, iż darmo Długosza nastraszyłem, albowiem nie mogło to być, aby na tak powszechnie szanowanego człowieka targnąć się miano.
Aliści do południa nie doczekawszy już, na zamek skargę przyniesiono, iż Kurozwęzcy dom kanoniczny Długosza złupili. Król na to krótko rzekł i surowo:
— Na gorszą karę zasłużył.
Zrozumiało wreszcie duchowieństwo, że króla nie zmoże, zawsze jednak jeszcze się na Rzym oglądało. Kaźmirz milczał, bo też posłów tam i pisma od siebie wyprawił.
Sąd na mieszczan naostatek zwołany został. Przez królowę zawczasu starali się u króla o miłosierdzie; nie mógł jednak ani chciał folgować istotnie winnym, a i rycerstwo zniechęcone trzeba było na nowo pozyskać.
Kazał im powiedzieć tylko, że nastawać na gardło nie będzie nikomu, ale od sprawiedliwości nie może osłonić winnych.
Z tych część jakaś dawno uszła z Krakowa. Klemensa nie było. Oprawców nikt nie myślał oszczędzać, szło o rajców.
Na zamku się toczyła sprawa, a w mieście, choć zbiegowiska nie było żadnego, niepokój panował i trwoga straszna. Od wyroku królewskiego nie było już powołania chyba do Boga.
Rajców wszystkich ocalić nie było podobna, instygowali na nich Tęczyńscy za zwołanie ludu, bicie we dzwony i zamykanie bram.
My, cośmy na zamku byli, do końca nie wiedzieliśmy na kogo padnie wyrok.
Z trwogą oczekiwano.
Na zamku radzono, pisano, biegano, wstawiała się królowa, ale Tęczyńscy pilnowali i nalegali, król pobłażać nie mógł.