Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

temu król się oświadczył. Pospólstwo i tak przyprowadzone było do rozpaczy, obawiano się rozruchu, a wiedzieli świadomsi, że się zmawiano gromadnie na kata wpaść, winowajców odbić. Kto wie naówczas, jakby się ta krwawa historya zakończyła.
Pomimo nalegań Tęczyńskiego, odprowadzono na zamek Konrada Langa, Leymithera, Szarleja, malarza Wojciecha, Szarlanga i Mikołaja rotmistrza, i tych pod jedną z wież zamkowych, którą zowią Dorotką albo Tęczyńską, oprawcy ściąć dano.
Ciała ich potem król kazał miastu oddać i pochowano je razem w jednym grobie u P. Maryi.
Nasz znajomy Kridlar uszedł był ze strachu pod opiekę Melsztyńskich, o których różnie prawiono, był-li winien czy nie, i że się okupił, ale zapadł wkrótce potem z tego co przecierpiał, chorzał i niebawem zmarł. Klemens też nie żył długo.
O tej sprawie dlategom się szeroko tak rozpisał, bo ona nie pozostała bez skutków i zostawiła po sobie w sercach i umysłach niezatarte ślady; na mój zaś własny los, czego się nigdy spodziewać nie mogłem, wpłynęła boleśnie, jak to zaraz opowiem.
Król do Tęczyńskich dawniej serca nie mający, zachował żal za lekceważenie pani, która nadaremnie błagała; królowa także im tego darować nie mogła, zwłaszcza gdy innym, jak Bełzie, przebaczono, na wieży ich tylko w Rabsztynie wytrzymawszy.
Tryumfowali panowie z Tęczyna, że się stało po ich woli, grzywny też wielkie ściągnęli z miasta, ale pomiędzy niemi a mieszczaństwem na wieki była niezagodzona nienawiść.
Gdy się to działo dni onych, mnie przypadło z jednym z dworzan królewskich, szlachcicem z Rożyców, któremu imię było Jacek, o mało co się zwaśnić. Pół żartem, pół naprawdę zelżył mnie, wyrzucając sieroctwo i pochodzenie moje, za co policzkiem się zaraz wypłaciłem.
Przypadli drudzy aby bójce zapobiedz; rąbaliśmy