Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

ochmistrz, starszy nad nami, wołać mnie każe do siebie.
Łubiał mnie dosyć. Tylkom wszedł, spojrzałem mu na twarz, którą miał zawsze przezroczystą taką, iż w niej czytać było można, zmiarkowałem zaraz, iż coś złego nademną zawisło.
Milczał chwilę włosy pocierając.
— A co, Jaszku — odezwał się zwolna — niedobrą ci wieść mam zwiastować. U króla łaskę straciłeś.
Załamałem ręce.
— Tak jest — dodał. — Wiesz, że u pana naszego co raz rzecze, to nieodwołane. Wie król, żeś się wmięszał z Tęczyńskiemi do zwady z mieszczanami i starostę ratował, żeś od niego łańcuch dostał, żeś ks. Długoszowi biegał donosić, co tu o nim na zamku mówiono. Dziś zrana nakazał mi król, abym cię ze dworu odprawił.
— Ma on przyjaciół znadź dosyć, opieki mojej nie potrzebuje. Wypłaćcie mu żołd, dajcie na drogę i niech nie przychodzi mi na oczy, ani żegnać się ze mną. Niech sobie idzie kędy chce, wiedzieć o nim nie chcę.
— Wstawiałem się za wami — mówił dalej ochmistrz — ale napróżno. Pan słuchać nie chciał. Sam winieneś, Jaszku, sam... a straciłeś więcej niż myślisz.
Łzy mi się z oczów polały, stałem niemy. Wiedziałem i ja, że ten wyrok był nie do odwołania, i domyślałem się komu go byłem winien.
W jednej chwili z bezpiecznego żywota pod skrzydłem pańskiem, przechodziłem do najstraszniejszego sieroctwa i niedoli. Wiedzieli wszyscy, żem u króla na opiece był, precz odpędzony nie mogłem się spodziewać, aby mi kto dał przytułek. Musiano mnie posądzić o to, żem się łaski pańskiej stał niegodnym. Nawet gdybym winnym był, kara mnie spotkała nad miarę ciężka.
Mogłemci, korzystając z niełaski króla, do Tę-