Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

Na to ja głową potrząsałem, bom się nie czuł stworzonym na księdza.
— Chociaż król, gdy raz słowo rzecze, nigdy go nie odwołuje — dodał Zadora — nie oddalaj się z miasta. Przesiedź jakiś czas bodaj u Krzaczkowej w komornem... my tu za tobą się wstawić nie wstawić, ale coś uczynić sprobujemy. Krom Rożyca nieprzyjaciół nie masz.
Tegoż dnia wieczorem ze łzami na oczach z zamku się wyniosłem tak, aby ludzie nie spostrzegli gdym wychodził i nie urągali się a nie dopytywali. Na dworze tylko o tem mówiono; poczuł zaraz Rożyc, iż go posądzono, chciał się oczyszczać, ale nikt z nim nawet nie mówił, odwracali się wszyscy od niego milczący.
Nie czyniono mu wymówek żadnych, ale też ich i słuchać nie chciano.
Zadora, który do mnie zabiegał, opowiadał mi potem, że Rożyc do króla skarżyć się chodził, na co mu on odparł. — Kiedy ci tu źle, ruszaj z Bogiem. Co mi do uszu podałeś, bezkarnie ujść nie mogło, a niemniej straciłeś towarzysza i przyprawiłeś go o zgubę.
I Rożyc tedy wkrótce po mnie się ze dworu wynosić musiał, alem ja z tego pociechy nie miał.
Pierwszych dni, gdy mnie to srogie spotkało nieszczęście, siedziałem u Krzaczkowej w nędznej jej dworku przybity, pognębiony tak, że z miejsca się nie ruszając, jak padłem na ławę, tak cały boży dzień z niej nie wstałem.
Krążyły mi myśli wszelakie po głowie, a jedna się drugiej nie trzymała. Do Wilna powracać do starych moich nie było po co, do Tęczyńskich, gdybym z głodu marł, nie chciałem. Tu w Krakowie chleba szukać nie wiedziałem jak i gdzie.
W parę dni dopiero, pomodliwszy się na myśl mi przyszło iść do ks. Jana Kantego i jemu się wyspowiadać z winy i kary.
Nie widziałem go dawno, alem zastał tak jakbym