Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczął potem pytać o łacinę, o nauki i mały examen odbył ze mną.
W ciągu tego badania, które się coś obiecywać zdawało, nie odezwał się z niczem stanowczem. Wspomniałem umyślnie, żem przy ks. Janie Kantym był wprzódy, że ks. Jan Długosz łaskaw był na mnie, a i o Gaskiewiczu nie zapomniałem.
Przeszedł się po izbie razy kilka.
— Źle za tobą świadczy, żeś ze dworu odprawę dostał — rzekł — ale pomijam to. Przenieś się na próbę do mnie, miesiąc, dwa, zobaczymy czy z ciebie zrobić[1] można... Trochę się nauczyć, moje dziecko — dokończył — częstokroć gorzej jest niż nic nie umieć. Ci co się całe życie uczą, wiedzą przynajmniej, że nic nie umieją, gdy tacy co liznęli odrobinę, sądzą, że wszystkie zjedli rozumy.
Nazajutrz rano do lichej izdebki tuż obok, Welsz mi się przenieść kazał. Krzaczkową pożegnawszy, pośpieszyłem do dnia i przed południem do posług byłem gotowy.
Z natężoną ciekawością czekałem nauki tej, której żądny byłem, ale na wstępie mnie zawód spotkał. Dano mi moździerz i cuchnącą jakąś materyę do tłuczenia i tarcia. Nazwiska jej nawet od Welsza się nie dowiedziałem. Potem ziele mi kazał gotować, inną jakąś wodę cedzić, worki czyścić i pierwsze dni na tem płynęły.
Nauczyć się nie mogłem nic, bo nie mówił do mnie tylko tych słów kilka, które niezbędnie potrzebne były.
Samem z napisu na słoju potem doszedł, że jednego dnia Bolus armenius rozcierałem; drugiegom pomagał do robienia plastra, który nazwisko miał Urguentum currosivum, potem inny Urguentum fuscum robiliśmy, ale do czego one służyć miały, zostało dla mnie tajemnicą.

Na jednej półce stały szeregiem wina lekarskie, de Boragine, et buglossa, citoniorum, Alkenkengi,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; korekta na podstawie wydania z 1905 roku.