Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

dziecko ani jego, ani innych słuchać nie chciało, rodzicowi odpowiadając zuchwale:
— Księdzem nie chciałem być, kazaliście mi; nie dziwujcież się, że złym jestem, bo do tej sukni mnie Pan Bóg nie stworzył.
I wistocie więcej go było na łowach, w wesołych zgromadzeniach, pomiędzy kobietami, niż w kościele i chórze. Przez miłość i poszanowanie dla ojca, pokrywano te sprawki syna, ale można było przewidzieć, że gdy biskup nowy na stolicę wstąpi, pobłażać zgorszeniu temu nie będzie.
Z kapituły mało kto już z ks. Pieniążkiem przestawał, odwracano się od niego i każdy unikał, aby nie być posądzanym, że podobne jak on życie prowadzi. On zaś, ufając może ojcowskiej powadze i znaczeniu, pomimo napomnień nie myślał wcale ani się ukrywać z tem co czynił, ani życia zmieniać.
Ojciec, choć powiadał, że się to piwo wyburzy, niespokojnym był bardzo.
Od niejakiego czasu bowiem księdza w Krakowie tak jak nie było widać, a dobrał sobie dwór, sługi i towarzyszów łotrowstwa takich, iż oni go jeszcze na większe rozpasanie prowadzić mogli.
Chociaż zmiana w życiu mojem pożądaną mi była, nie bez trwogi i wahania się, skłoniony namowami Zadory a pozwoleniem królewskiem bardziej jeszcze, nazajutrz włożyłem co najlepszą odzież i udałem się do starościńskiego dworu.
Tu, ktoby Pieniążka starego nie znał i nie słyszał o nim, patrząc na to co się działo, człowiekaby się domyśleć musiał. Dwór, podwórze, ganek, dokoła pełne były ludu najrozmaitszego gwaru, krętaniny, nieładu, wśród której pachołkowie, dworzanie, kto chciał gospodarował. Starosta wybiegał sam, krzyczał, ludzi posyłał, chował się nazad do izby, jednych rzucał, drugich wołał, nie skończywszy sprawy, inną poczynał. W tym zamęcie trudno było sobie dać radę i trafić do ładu.