Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

tym starościńskim urzędzie pokoju nie miał, tak i mnie za niego ręczyć nie mógł.
Słowem rozmowa się tak splątała, że pono ani on nie wiedział com mu obiecywał, ani ja mogłem wyrozumieć co mnie czekało. Skończyło się na tem, żem prosił, abyśmy wzajem się przez ćwierć roku wypróbowali.
Przystał na to.
— Jestem pewny — dodał — że waść ze mnie będziesz rad. Ostry jestem, wymagam porządku i dyscypliny, ale na serce rachować możesz. O! u mnie wszystko tu jak w obozie na skinienie, w szeregi... ale nikomu się krzywda nie dzieje i wzgląd jest na słabość ludzką.
Sam potem starosta chciał mnie do przeznaczonej mi izby zaprowadzić. Znalazło się jednak, że w niej bednarze rozeschłe beczki i statki obręczami nabijali, ktoś okno był wyjął, ławy stały całe, ale oprócz nich ani łóżka, ni żadnego sprzętu.
Zrobił się o to rumor okrutny w całym dworze. Kto tu śmiał bez wiedzy starosty bednarzy mieścić, izbę tak spustoszyć. Zawołano marszałka, ten winę zwalił na klucznicę, ta na sługi, a w końcu przykaz wydano najsroższy, aby do wieczora było jak w szklaneczce czysto.
Niebardzo mi się temu wierzyć chciało i on sam wątpię, aby temu dawał wiarę, ale żądał natychmiastowego przeprowadzenia się, tak że ledwie z powodu Welsza wyprosiłem się do jutra.
Z moim doktorem przeprawa poszła daleko łatwiej niż się spodziewałem, wysłuchał mnie milczący, głową zawahał, zamruczał coś i dodał.
— Niestałego umysłu jesteś... a kamień tylko na miejscu obrasta. Będziesz się tak z kąta w kąt przerzucał, nigdy miejsca nie zagrzewając, i marnujesz się; wszystkiego potroszę umieć, znaczy na głupotę pracować... ale co począć z temperamentem? Tyranami są temperamenta. Trudno, trudno! Idź-że z Bogiem!!