Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

Stałem tak z godzinę za wielkiem krzesłem pana, alem niewiele się nauczył. Wtem wpadł dworzanin, powołując do króla; zerwał się Pieniążek i wyruszył natychmiast. Jam tu już nie miał co robić, ale pozostać mi kazał i czekać na siebie.
Skryba Sołtysów syn z okolic Bochni, chłopak nie w ciemię bity, po wyjściu pana dopiero na mnie wcale nie zważając, wziął się do spraw, z któremi przybyli nie odchodzili.
Prędko i umiejętnie przesłuchiwał skarżących się i proszących, widziałem jak mu ten i ów coś w dłoń wcisnął, a on na papierze sobie zapisał i w pół godziny izba się opróżniła.
Zostaliśmy sami, szydersko się popatrzał na mnie.
— Co wy, miłościwy panie, przy staroście robić będziecie — rzekł — tego nie wiem. Widzi mi się, że chyba słuchać lamentów jego i listy poufne do syna pisywać. Nie byłoby tu co tak dalece robić, gdyby ład jaki był, ale starosta go nie zaprowadzi nigdy... a jakby był, to go zaraz zamąci.
Uśmiechnął się.
— Dobre panisko, ale sobie samemu nieprzyjaciel srogi.
Starosta, który natychmiast miał powrócić od króla, pojechał tymczasem na miasto, poszedł na ratusz, dał się zaprosić do któregoś z ziemian i nie przyjechał do dworu aż wieczorem późnym.
Od skryby wiedziałem, że bodaj do północy na niego czekać powinniśmy, poczem nas odprawi z niczem, nakazując jak świt do roboty stawać, chociaż robić co nie będzie.
Stało się jak Sołtysiak przepowiedział, powrócił zmęczony starosta, narzekając, że mu tchnąć nie dają, że się w śmierć zapracuje, odprawił skrybę, mnie za sobą do sypialni jeszcze iść kazał, i dopiero w łóżku ległszy odejść dozwolił.
Następnych dni kazał mi to i owo zapamiętać, musiałem przy nim ciągle być, ale do roboty nie dał