Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

i czy podczaszy krakowski Obulec, drugi tak dobry sługa króla jak starosta, nadto sobie nie pozwalał, aliści raz przecie musiał pan nasz do posłuszeństwa sobie zmusić.
Ci, co mu w tem pomagali, mogli łogodniej postępować, na Obulca bowiem srogi krzyk był.
Zjawiły się na niebie znaki groźne, a wszystko to jako przestrogi królowi, jako do niego wymierzone ludzie tłómaczyli. Astrologowie duchowni większe jeszcze klęski nam zapowiadali.
Sądzono powszechnie, iż naostatek Rzymowi król oprzeć się nie będzie mógł i ustąpić musi, w czem mylili się ludzie.
A kto króla znał, ten mógł zawczasu przepowiedzieć, iż się pożyć nie da.
Tymczasem ks. Jakób z Sienna, którego Rzym mianował, tułał się u Tęczyńskich i Melsztyńskich schronienia szukając. Ci za nim się wstawiali, jeździli, prosili nadaremnie, a w końcu tyle uczynili tylko, że choć król im to wyrzucał, opieką swą go do ostatka osłaniali.
Być może, iż innego z Rzymu wskazanego kandydata Kaźmirzby był dopuścił w końcu, ale Oleśnicki, popierany przez nieprzyjaźnych mu Tęczyńskich, na żaden sposób na tej stolicy cierpianym być nie mógł.
Oswoiwszy się z położeniem mojem, choć nie było mi tu tak jakbym pragnął, trwałem już przy staroście.
Pytał mnie gołowąsa często o radę, gdy sam nie wiedział co czynić, a żem mu sercem poczciwem służył, słuchał i mogłem go niekiedy wczas ostrzedz. Domowi o tem przekonawszy się, obchodzili się ze mną dobrze i nie mogłem się skarżyć, ażeby mi tu źle było.
Ale życie uchodziło bez celu i widoku na przyszłość, samem nie wiedział czem byłem i jaki koniec mnie czeka. Raz też niepomiernie się zatapiałem